piątek, 14 października 2011

patrząc z niedowierzaniem na widok wyłaniający się zza ostrego zakrętu...


Zupełnie niespodziewanie dla samej siebie, jakiś tydzień temu przypomniałam sobie o tym miejscu i poczułam chęć popełnienia jakiejś notki..
Dziś zdaje mi się, że chęć owa wzięła swój początek z faktu, iż "coś się ruszyło". Ruszyło w moim życiu. I - jak to często u mnie - zewnętrznie ani drgnęło.. [bo ja dojrzewam jak .. jak nie wiem co.. w żółwim tempie w każdym razie. Za to jak coś już się ulęgnie, to nie ma przeproś...]

Muszę chyba napisać od końca... Albo sam koniec napisać.. bo to kwintesencja wszystkiego. Tego roku, albo i dwóch. Spotkań, rozmów, dumań, poszukiwań, wsłuchiwania się w siebie i doświadczania czegoś w rodzaju oczyszczenia. To był rok w ogniu trawiącym, rok w duchowości nie-słodkiej.

To, co ukazało się na horyzoncie jest dla mnie zupełnym, absolutnym, totalnym zaskoczeniem. Próbowałam bowiem poddać weryfikacji wszystko. Wszystko co mi wpojono, kiedy byłam dzieckiem. Wszystkie nawykowe sposoby reagowania. Rozmawiałam sama z sobą o tym, co mnie denerwuje, co jest nie-moje, o tym, czego chcę.
Moje wyobrażenie o mnie samej legło w gruzach prawie w 100%. Średnio podoba mi się to, co widzę. Odzyskałam za to kontakt ze swoimi emocjami i uczuciami, i zaczęłam dostrzegać że je mam.. i jakie są.
Wraz ze zmianą myślenia i sposobu widzenia świata odeszła większa część moich "przyjaciół". Pojawili się inni ludzie, którzy być może wypełnią tę lukę. Być może.

Utarte normy i wyznaczone ścieżki, które dawniej dawały mi wygodę i poczucie bezpieczeństwa stały się klatką.

Poznałam kilku mężczyzn i pod wpływem tych znajomości zaczęłam od nowa rozważać, czego oczekuję od związku. Jak go widzę.
Sądzę, że najogólniej można powiedzieć że istnieją dwa sposoby pojmowania miłości - ten nastawiony na branie i ten ukierunkowany na dawanie. W tej pierwszej "miłości" mówimy o przywiązaniu, odczuwamy zazdrość, gniew, kierujemy się egoizmem. Wszystko to z czasem staje się małe i ubogie a małżeństwo zamienia się w coś w rodzaju przedsiębiorstwa. Tak, wiem - to truizmy. Wszyscy o tym wiedzą.. Sęk w tym że z tej wiedzy jakoś nic nie wynika.

Nie pragnę już małżeństwa z jego przysięgą i obietnicami. To żadne zabezpieczenie. Chcę natomiast partnerstwa z czymś co można nazwać "paktem na wspólny rozwój". Przymierzem.

Próbuję również poradzić sobie z owymi przeszkadzającymi uczuciami. Zmienić motywację. Sama zbliżać się do miłości drugiego rodzaju. I ja - wychowana w głęboko wierzącej i praktykującej rodzinie, sama blisko trzymająca się kościoła katolickiego - uświadomiłam sobie właśnie z całą wyrazistością, że najbardziej mnie pociągają; najsensowniejsze, najlogiczniejsze i najbardziej skuteczne dla mnie są metody... buddyjskie.

!!!

6 komentarzy:

  1. Witaj Skowronku,
    licznik wyświetleń cały czas "bił" powoli i systematycznie, tak jakby przeczuwając, że jest sens trwania. I jest. Jeśli życie zwróciło Cię ku medytacji, to znak, że potrafiłaś stawić czoła "złym mocom", co dobrze wróży.
    A tak na marginesie ... niby świat wirtualny, a ile w nim zmian ... wszystko płynie,
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję, że zaglądałeś... to miłe uczucie powrócić po roku i spotkać przyjazną duszę, która trwała w oczekiwaniu ;)Cieplej się robi na sercu:)
    No właśnie... wszystko płynie. Świadomość tego jest kolcem pamięci w chwilach szczęścia i nadzieją, ratunkiem, pociechą, kiedy nie najlepiej nam się powodzi..
    Tak czy inaczej zakotwiczyć trzeba w czym innym...
    pozdrawiam wzajemnie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Skowronku,
    i bardzo dobrze, że powracasz do tego miejsca. Skoro tu inni zaglądali, pomimo Twojej nieobecności, to znak niezaprzeczalny, że jesteś tu potrzebna, o!

    OdpowiedzUsuń
  4. No wreszcie... cały czas powtarzałam,że powinnaś pisać, ale mnie to się nie słucha! Lecz w końcu stało się ;)
    Mam nadzieję,że pozostaniesz tu długo :).
    Pozdrawiam, powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
  5. AlEllu :) buziaka masz i tyle:) O! :))

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeanette :) Mówią, że lepiej milczeć narażając się na podejrzenie o głupotę niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości ;) No ale trudno.. skoro już sama zaakceptowałam własne granice, to nic nie stoi na przeszkodzie... ;)
    Pozdrawiam wzajemnie :)

    OdpowiedzUsuń