czwartek, 17 grudnia 2009

Przebudzenie


Bywa tak, że NOWE nadchodzi zupełnie niespodziewanie... nadchodzi incognito, nie pokazując swej mocy, skrywając się pod kapturem banalnych zdarzeń...
Do mnie NOWE zapukało delikatnie, choć stanowczo, gdzieś w połowie listopada. Uśmiechnęło się przyjaźnie i przysiadło na skraju ławeczki. Przyjęłam je gościnnie, bo ławeczka była szeroka a ono nie wyglądało groźnie. Nie wyglądało na coś, co może zburzyć mój święto-spokojny świat.
NOWE spojrzało badawczo i zapytało:
-co sądzisz o astrologii?
Spuściłam nisko głowę, by nie zauważyło ironicznego grymasu ust. Zapaliła mi się pierwsza ostrzegawcza lampka... Dziwak jakiś. Astrologia?
- patrzę na nią z przymrużeniem oka - odparłam, gratulując sobie w duchu dyplomacji.
- a ja nie z przymrużeniem oka - zastrzeliło mnie NOWE, waląc prosto z mostu.
Poczułam lekki przypływ paniki. Nie jestem przyzwyczajona do mówienia wprost. Jak to określiło NOWE wiele dni później - zwykle "meandruję". Nie znam lepszego określenia.
Spanikowałam więc. Zadziwiające, że czyjaś otwartość wydaje mi się zagrożeniem... Trzeba będzie się temu przyjrzeć... Póki co, szukałam w głowie słów.. czegoś w miarę inteligentnego, co nie zepsuje mojego wizerunku w oczach NOWEGO od samego początku. Na szczęście NOWE nie oczekiwało odpowiedzi.
- w ten sposób otrzymałaś o mnie pierwszą informację. A znając czyjś horoskop można ustalić, jaki ma charakter.
Bzdura za bzdurą - pomyślałam. Horoskop to bełkot, skonstruowany tak, by u każdego "chwycił".. Szkoda czasu.
Zwykle staram się być jednak w miarę miła, więc grzecznościowo zapytałam:
- to dlatego interesowała Cię moja data urodzenia?
- Tak
- i nie uciekłeś jeszcze?
- dopiero pakuję dobytek. Jak uciekać, to totalnie.
Spojrzałam niepewnie. Miałam nadzieję, że to żart, choć przy jego pokerowej twarzy nie byłam tego pewna. Ani w tej chwili, ani nigdy potem. Wciąż siedział. Zapytałam więc, siląc się na nonszalancką obojętność:
- i jak? określiłeś? powiesz mi? może coś nowego się dowiem o sobie...
- no mogę Ci powiedzieć.. urodziłaś się w M.?
- owszem
- no to jesteś z charakteru mieszanką Wagi i Ryb. A wiesz o której?
- o 6.30
- prawdziwy Skowronek;)
-mm, ale w niedzielę - zawsze się śmiali, że musi ze mnie leń być:)
- e tam.. to mamusia leń, nie chciało się jej w normalny dzień.. No to tak: myślisz jak Skorpion, emocje masz jak Panna, postępujesz jak Waga. I takiż masz stosunek do świata. A przyciągasz do siebie facetów o Baranopochodnym charakterze.
Pierwsze słyszę - pomyślałam. Waga to waga i cześć. Zainteresowałam się. Zaczynało brzmieć ciekawie. Szkoda, ze nic z tego nie rozumiem. Zaryzykowałam pytanie:
- a możesz mi to wytłumaczyć? bo nic mi to nie mówi...
- no ok. Czyli masz pozytywny i nieoceniający stosunek do ludzi, a z drugiej strony czasami jesteś nieprzewidywalna i nie wiesz sama, co zrobisz. Ale za to masz intuicję. Ogólnie nie lubisz facetów o słabych charakterach.
O tak.. z tym mogłam się zgodzić od razu. Pomyślałam o moim mężu, który zawsze potrzebował wsparcia. Ta psychiczna impotencja była znacznie trudniejsza do zniesienia, niż fizyczna.
Właściwie.. wszystko, co do tej pory usłyszałam było prawdą. Zaczęłam wsłuchiwać się uważnie.
- masz lekkie skłonności do niezdecydowania i zastanawiania się, co by tu teraz... Potrafisz też być zgodna [jak chcesz;)] . Myslisz jak Skorpion, czyli nieufnie. I nie mówisz o sobie i o tym, co myślisz za dużo... Mam rację?
Kurczę. Miał. Nie miałam ochoty tego przyznać, ale uczciwość wymagała.
- no zasadniczo chyba tak... O dziwo.
- no widzisz. Emocje masz jak Panna, czyli spokojne i intensywne... i pewnie straszny z Ciebie przytulak i pieszczoch. Poza tym przyjaźnie w efekcie wyglądasz. No i nie lubisz być taką łatwo rozszyfrowywalną, jak w tym momencie;)
- wiesz co... przerażasz mnie... - wtrąciłam półżartem. Ale tak naprawdę poczułam się niepewnie.
- a co do sposobu postępowania, to też jest w tym lekkie niezdecydowanie - ciągnął, jakby w transie, nie zwracając na mnie uwagi - oraz skłonności do wygody. Pewnie podobają Ci się eleganccy faceci?
Zanim odpowiedziałam, spojrzałam na niego. Nic z elegancji. Skromny sweter, który dawno "wyszedł z obiegu", okulary bez "skrzydełek" ochraniających nos przed uciskiem, kawałek gąbki w tej roli, znoszone jeansy, wygolona głowa. Kolejny raz zrobiłam unik, usprawiedliwiając się niechęcią do zrobienia mu przykrości:
- o tyle o ile... sama elegancja przyciąga oko, ale to nie wszystko...
Widocznie moje słowa dały się pogodzić z jego wizją mojego charakteru. Odparł:
- no bo jakbyś miała uczucia w Wadze, to by tak było, że elegancja wystarcza, ale jak masz w Pannie, to nie. Panny potrzebują czegoś więcej, niż estetyka do szczęścia.
Po raz pierwszy powiedziałam dokładnie to, co pomyślałam, rezygnując z zastanawiania się, jak dzięki temu wypadnę w jego oczach:
- kurczę, to jest straszne - za dużo wiesz. Teraz to ja mam ochotę uciekać
- ale nie martw się, ja świetnie odczytuję charakter z fotki. A Ty masz fotkę - powiedział z szerokim uśmiechem.
Rzeczywiście. NOWE wypatrzyło mnie jakimś cudem spośród ponad 3 mln bywalców pewnego portalu i zaczepiło w jakiś taki zupełnie niepozorny sposób. Widać jednak skuteczny. Wróciłam myślą do tamtej fotki. Smutna buzia, smutne oczy. Innej nie miałam. Zresztą było mi to dość obojętne. Westchnęłam:
- Ty jesteś... niebezpieczny, no.
- masz ochotę uciekać, ale jednocześnie to całkiem interesujące, nie? - uśmiechnął się szelmowsko. Poczułam się dziwnie bezpiecznie. Jakoś tak intuicyjnie, bo rozsądek aż piszczał, krzycząc, by wstać i pójść, nawet się nie ogladając za siebie. Odparłam zgodnie z prawdą:
- no to oczywiste...
- no widzisz.. dla mnie też to jest oczywiste.
- ale .. nie umiem się zdecydować, czy mi się to aby podoba... - oznajmiłam. Ale nie usłyszał, bo już ciągnął dalej:
- w sumie takie osoby, jak Ty mają dużo cierpliwości do kogoś, na kim im zależy. Z drugiej strony czasami nagle zmieniają zdanie od ręki i nagle - nie wiadomo, czemu...
- wiadomo... przynajmniej ja wiem.. - zaprotestowałam nieśmiało. Nie zwrócił uwagi.
- niemniej myślę, że Twoja cierpliwość już się wyczerpała. Nie chodzi mi o mnie.
- wiem
- wolałem potwierdzić. No i co teraz powiesz? - nie czekał wcale na odpowiedź, szedł dalej:

- w sumie to masz złożoną osobowość. Bo dużo osób jest takich, że wystarczy mi jedno spojrzenie na fotografię.

Zaczynałam powoli wierzyć, że wie, co mówi. Wciąż nie mogłam się jednak zdecydować, czy mi się to podoba.

- jak z Tobą żyć? Przecież to Ci daje dużą przewagę - próbowałam zażartować.

- no tak powinno być - znów krótka piłka, zbijająca z tropu.

- no nie wiem.. pewnie z Twojego punktu widzenia tak ;)

- a co jest z Twojego nie tak? Nie mów, że nigdy nie chciałaś poznać mężczyzny, co Cię zrozumie, albo domyśli się, jaka jesteś?

Teraz już nie dzwonki, ale syrena okrętowa ostrzegała: "zwiewaj!" W głowie zaczęło kołatać pytanie, do czego on zmierza. Właściwie lekko żartobliwy ton rozmowy pozwalał - jak dotąd - na dowolną interpretację. Ale zaczęły gryźć wyrzuty sumienia. Nie powinnam poznawać mężczyzny. W ogóle. Jakiegokolwiek. Nie powinnam zawracać mu głowy. Próbowałam utrzymać się w konwencji żartu:

- wiesz.. zasadniczo pewnie każda kobieta o tym marzy.. ale w podtekście jest, aby nie tylko znał, ale jeszcze zaspokoił jej potrzeby... samo zrozumienie jeszcze niczego nie załatwia... A i niebezpieczne być może;)

- wszystko zależy od motywacji. I od tego, co kto uważa za potrzebę.

Zabrzmiało poważnie. Obrzuciłam go badawczym spojrzeniem. Było poważne. Musiałam przytaknąć. NOWE rzuciło mi teraz kilka banalnych pytań, wiedziałam, że robi to świadomie, dla rozluźnienia atmosfery. Poskutkowało.

Pomiędzy luźnymi i banalnymi pytaniami to istotne:

- rozwód masz w toku?

Nie było miejsca na uniki. Ani możliwości niezrozumienia o co chodzi. Zresztą nie było potrzeby. Odpowiedziałam szczerze, że nie. Użalił się nad moim stanem zawieszenia, zadał kilka pytań uściślających. Nie czułam się pewnie na tym gruncie. Odbiłam piłeczkę w jego stronę. Rezygnując z taktu, zapytałam, jakim cudem jest do tej pory kawalerem. Wyjaśnił. Jeszcze ciut o nim i powrócił do tematu:

- a czemu się z nim rozstajesz/rozstałaś .. jeśli to nie tajemnica?

- napiszę Ci za chwilkę maila z odpowiedzią na Twoje pytanie, a na razie muszę zniknąć - ratowałam się ucieczką, choć nie miałam żadnych planów. Pożegnałam się.

Został na mojej ławce. Odeszłam, czując na plecach przenikliwy wzrok bladoniebieskich oczu, co do temperatury których nijak nie mogłam się zdecydować.

Do domu wróciłam okrężną drogą, układając w myślach maila. Miałam niewytłumaczalne ale silne wrażenie, że ten dzień zmienił wszystko. Że stoję właśnie u początku drogi w nieznane.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz