środa, 30 grudnia 2009

bez tytułu


Wreszcie kończy się dzień. Cóż z tego, skoro kolejna noc bezsenna. Jeszcze coś tam robię. Czekam na cowieczorny telefon, jak zawsze z mieszanymi uczuciami. Dzwoni. Kilka minut przyjemnej, lekkiej rozmowy w ciepłym kolorycie. Troszkę opowieści - z pozoru ot tak sobie. Nauczona doświadczeniem wiem, że w tych rozmowach niewiele jest ot tak sobie. Z zupełnie banalnej gadki dojdziemy zawsze w to samo miejsce. Dlatego słucham w skupieniu, nie odzywając się prawie wcale, poza pomrukami potwierdzającymi, że jestem. On opowiada:
- Rozmawiałem kiedyś z taką moją znajomą, że często jak się kogoś poznaje i jest z nim, to jest to osoba tak nie potrafiąca wnieść żadnych emocji do relacji, że tworzy się taka teoria albo fikcja: miejsce w związku jest zajęte.. a człowiek jest w sytuacji, jakby nikogo nie było. Bo jak potrzebuje pogadać, to ktos nie ma czasu, nastroju albo w ogóle nie rozumie o co chodzi...
Z drugiej strony takie właśnie osoby oczekują wsparcia i zrozumienia...
- Wiesz - wtrącam - jeśli ktoś jest egoistą, egocentrykiem, nie ma w sobie za grosz empatii.. nie liczy się z drugim człowiekiem...
- To oczekuje, że takim człowiekiem nie będziesz - uzupełnia i wyczuwam, że się uśmiecha. Znów wpadam mu w słowo:
- Wydaje mi się, że nie jestem...
- Tylko będzie mógł korzystać cały czas, sam nic nie wnosząc do relacji. Teraz jest kompletna wypowiedź - śmieje się z mojego pośpiechu - egoiści itd. zawsze oczekują maksymalnego zaangażowania. A jak im czegokolwiek odmawiasz to są śmiertelnie oburzeni. Do tego większość jest na poziomie jedynaka w wieku 13 lat. I nie są w ogóle w stanie pojąć emocji drugiej osoby. Za to oczekują non stop obsługi.
- No wiesz.. jak człowiek jest tak skoncentrowany na sobie, że mu się świat na czubku nosa kończy, to trudno mówić o pojmowaniu drugiego człowieka..
- Owszem. Ale widzisz.. można być dorosłym egoistą albo niedojrzałym. Ci drudzy są gorsi, bo nie dość, że "tylko oni", to jeszcze mają całkowity brak zrozumienia również swoich emocji; wszystko traktują śmiertelnie poważnie - jak nastolatki własnie.. Jak im czegoś odmówisz, to dostaną ataku wściekłości, tylko po to, żeby za pięć minut opowiadać o wielkich uczuciach do Ciebie..
Widzisz.. poznałem wielu ludzi z problemami. I o ile oni owszem mogą nad sobą popracować; pozbyć się problemów z komunikacją albo emocjami.. to i tak liczy się ich motywacja. I to, co dla nich ważne... Często tacy ludzie jak mają problemy to są znośniejsi, niż jak ich nie mają. Bo wtedy nie mają takiego napędu, żeby móc postępować według własnego widzimisię...
- Może i tak - wtrącam ostrożnie.
- Tak. A jak pozbywają się problemów to wcale nie robią się od tego cieplejsi. Ani bardziej troskliwi. Bo do tego to potrzeba czego innego - trzeba chęci bycia lepszym człowiekiem i bycia dla kogoś. A większość chce sie tylko pozbyć problemów.
W słuchawce zapada milczenie. Przerywam po chwili:
- Zmykaj spać, już późno.
- No idę, bo dziś niespecjalnie spałem.
- Dlaczego?
- Skowronku... - przerywa, dobierając powoli słowa - powiedz no mi.. jakie są nasze relacje? ... I jakich byś chciała?
Zapada kilkuminutowa cisza. Wiem, że on jej nie przerwie. Ze ściśniętego gardła szepczę prawie:
- Wiesz.. myślę o tym od kilku dni. Ale wciąż nie wiem, co zrobię... Nie inwestuj we mnie.. To nie fair byłoby..
- Nie chodzi o moje inwestowanie. Tylko o Twoje..
- Chodzi.
- Ja o sobie to wiem. Ciekawi mnie, co Ty robisz...
- Szczerze mówiąc, jedno co mi przychodzi teraz do głowy to to, że powinnam uciekać stąd póki czas - odpowiadam bez składu i ładu.
- Skąd uciekać?
- Stąd. Od Ciebie. Wiesz, jak łatwo i szybko się angażuję.
- I co?
- I wciąż - mimo to - uważam, że nie powinnam pozbawiać mojego męża jakiejkolwiek szansy.. Jakkolwiek głupie to Ci się wydaje...
- No tak.. A ja kim mam być?
- Dlatego Ci o tym mówię. Przepraszam Cię. Może nie powinnam w ogóle zawracać Ci głowy. Po prostu się gubię. Ale wiem, że to nie jest żadne tłumaczenie.
- Nie chodzi o nie-zawracanie - uśmiecha się - tylko o zawracanie z sensem..
- No właśnie. A tego trudno dopatrzeć się w tym, co robię. Wiem to przecież.
- Ciągnie Cię do mnie?
Uwielbiam takie pytania. I tę bezpośredniość. A ja jak zwykle robię unik:
- Ale co to zmienia?
- To ja się pytam. Tak po prostu.
- Tak - odpowiadam w końcu. Po prostu.
- To użyj nożyczek - mówi.
Delikatnie odkładam słuchawkę.



4 komentarze:

  1. smoothoperator31 grudnia 2009 01:37

    Skowronku, oby sie wreszcie rozwiązało i poszło ku lepszemu,
    szczęśliwego Nowego Roku

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję. Rozwiązać się musi, bo inaczej wyląduję w takim pensjonacie, co to klamek wewnętrznych nie posiada;) Niemniej posmęcę tu jeszcze trochę... Jakoś jak coś widzę czarno na białym [a nawet różowe na różowym;)] to mi się lepiej pod sufitem układa;)
    Pozdrawiam noworocznie i wzajemnie wszystkiego dobrego:)
    Skowronek

    OdpowiedzUsuń
  3. Takie rany, jak Twoja, sa bardzo glebokie i tak naprawde nigdy sie nie goja. Nie wiem, czy to brzmi pocieszajaco. Pewnie nie. Ale lepsza jest szczera prawda niz slodycz klamstwa. Taka zasade wyznaje. Znam zycie, z niejednego pieca chleb jadlam, i wiem, ze nie mozna zapomniec historii wlasnego zycia. Jako sie rzeklo, Twoja rana zablizni sie, oczywiscie, ale ... nie zagoi. I otworzy sie zawsze, gdy jakas sytuacja, impuls, cokolwiek przywola fale wspomnien. Ale to jest ludzkie i nie trzeba sie wtedy wstydzic swoich uczuc. Utrzymania tej szczerosci wlasnie Ci zycze, otwartosci ducha na ludzi i ich sprawy bo to dopiero jest prawdziwa milosc, gdy mozna zycie swoje oddac za przyjaciol, za tych wszystkich, ktorych kochamy ... Tu potrzebny jest czas i perspektywa oddalenia. Taka perspektywa pojawi sie dopiero za kilka lat. Sama zobaczysz w pewnym momencie jak inna juz jestes osoba, jak bardzo inna ...

    Arianka

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj Arianko. Nawet nie chcę zapominać historii życia... Masz zupełną rację, miejsce rany zawsze pozostaje wrażliwe i czułe. Dziękuję Ci za Twoją obecność i błogosławionego roku życzę...

    OdpowiedzUsuń