czwartek, 21 stycznia 2010

z zupełnie innej parafii


czyli o wpływie władzy na ludzi


Zmotywowała mnie do popełnienia tego wpisu dyskusja w Kawiarni Smoothoperatora nt. Państwa antyobywatelskiego. Miał to być komentarz.. ale przesadziłam z długością;)

W katolickich zakonach i stowarzyszeniach życia duchownego funkcjonuje pojęcie "łaski stanu". Brzmi może nieco staroświecko, niemniej zawiera w sobie piękną prawdę, że każdy człowiek może liczyć na to, że Duch Święty prowadzi go i udziela mu światła i wszelkiej mądrości potrzebnej do wykonywania jego obowiązków. Twierdzenie to jest przywoływane często, kiedy kandydat/ka na jakiś urząd ma opory przed przyjęciem go.

Doświadczenie zresztą pokazało, że najlepszymi matkami generalnymi, przełożonymi, itp. były te osoby, które w ogóle nie spodziewały się wyboru, nie dążyły do niego w żaden sposób, upatrując w stanowisku nie władzę, karierę i zaszczyt, lecz ciężką służbę, konieczność wyrzeczeń, lawirowania między oczekiwaniami a możliwościami.

Tymczasem patrząc na naszych rządzących [w szerokim znaczeniu] mam wrażenie nieco inne - mianowicie takie, że do "stołka" przywiązana jest głupota i pazerność. I jeszcze parę innych mało sympatycznych cech. Wszystko jedno, kto na tym stołku siada; jakiej orientacji politycznej i po jakich przodkach. Coś mu się prędzej czy później "przestawia" i cała różnica polega na tym, że jeden jest sprytniejszy, a drugi mniej ostrożny. Jakby każdy [przepraszam za zbytnie generalizowanie - większość powiedzmy] upatrywał swój ideał w Zenonie Ziębiewiczu z "Granicy" pani Nałkowskiej... No i oczywiście różne są gabaryty przekrętów - na miarę możliwości danego stanowiska.

Więc co? Nie ma ludzi uczciwych? Czy też polityka ma to do siebie, że przyciąga określony gatunek ludzi? Sądząc po sposobie prowadzenia kampanii wyborczych można chyba wysnuć wniosek, że kandydat obrzucający drugiego błotem i nie cofający się przed niczym, jeśli w ogóle się zmieni po osiągnięciu upragnionego stanowiska, to będzie to zmiana na gorsze?

A może jeszcze inaczej; może po prostu okazja czyni złodzieja? Koniec końców nie sztuka być uczciwym, jak nie ma co albo jak ukraść... Wielkie możliwości, wielkie pieniądze, wielkie interesy są olbrzymią pokusą, której człowiek dobry ale słaby nie będzie umiał się oprzeć, a co dopiero taki, który z nadzieją na nie stara się do władzy dostać...

6 komentarzy:

  1. Nie lubię polityki, ale jeśli już mam to skomentować, to słowami Jana Stępnia:
    "Paradoks życia publicznego: zły polityk pokazywany jest częściej w mediach niż wybitny artysta."
    — i to jest smutne :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Ogrodnicku;)
    I ja nie lubię polityki, a właściwie zniechęca mnie to, co widzę. Stąd i wpis ten niejako mimochodem.
    Cieszę się, że zaglądasz. Dobrego weekendu.
    Pozdrawiam skowronkowo;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Skowronku, w pewnym sensie, gdy zadajesz pytanie: Czy polityka ma top do siebie, że przyciąga okreslony gatunek ludzi?", to odpowiem niestety "tak". Musiałbym sporo na ten temat napisać, odwołując sie do konkretnych porzypadków znanych mi z autopsji. Coś jednak w tym jest. Polityka traktowana jest jako swoiste hobby najpierw, potem - środek do realizacji swych życiowych celów, sposób na dorobienie się majątku, popularności oraz możliwości wpływania na innych. Rozumiem, ze nie zajmujesz się szerzej polityką (i słusznie, popieram obiema łapkami), lecz pewnie znane Ci są dywagacje na temat, czy pan Tusk ma startować w wyborach prezydenckich, czy nie. A jeśli nie to kto? Pan Komorowski - marszałek Sejmu,. a może Pan Buzek, który dopiero co objął ważne stanowisko w unijnym parlamencie. Otóż kandydowanie kogokolwiek z tej trójki oznacza rezygnację z jednego stanowiska i ubieganie się o inne. Zatem nie jest tak bardzo istotne skupianie się na powierzonym z woli wyborców stanowisku, lecz próbowanie po kolei dalszych, w sumie w jednym czasie, bo nie można być jednocześnie europejskim parlamentarzystą, prezydentem, premierem i marszałkiem sejmu. Skoro tak się dzieje, to znaczy, że celem jest właśnie "stołek", nie zaś rzeczywista działalność na rzecz obywateli.
    Dlatego ja osobiście traktuję polityków jako szczególną grupę ludzi, bo poejrzewam, że wiem, co w trawie piszczy.
    Choć oczywiście chciałbym dożyć czasów, abym mógł zweryfikować swój pogląd. Na razie jakoś nie da się ...
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja myślę Skowronku, że ludzie pchają sie do polityki z różnych powodów, pomieszanych w różnych proporcjach, ale generalnie są to: chęć zdobycia władzy, popularności, pieniędzy, dążenie do manipulowania innymi. Tymczasem my tzw. prości ludzie łudzimy się, że chętni na stanowiska państwowe, czy samorządowe kierują sie jakąś misją służenia ogółowi. Więc Twoje uwagi na temat Ducha Świetego sprawdzają sie nie tylko w zakonach, ale w świecie świeckim.
    Pozdrowienia. Nola

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie, nie zajmuję się polityką, właściwie w pewnym sensie mam na nią alergię. Rzeczywiście, Smooth, masz rację. Nawet nie myślałam w ten sposób. Ale rzeczywiście traktowanie stanowiska, na którym obywatele chcieliby widzieć danego polityka głównie jako trampoliny do osiągnięcia bardziej dochodowych czy przesiadanie się z jednego na drugi, byle tylko utrzymać się blisko - trywialnie mówiąc - korytka, też jest jakimś wskaźnikiem...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj, Nolu:)
    Sęk w tym, że nawet nie bardzo jest się jak łudzić... Pewnie trafiają się wyjątki, ale obawiam się, że potwierdzają smutną regułę.
    Pozdrawiam ciepło - na przekór aurze:)

    OdpowiedzUsuń